Autor: Roman Ziemiński
Co to jest joga? Czym joga jest dla mnie? Według sanskrytu joga znaczy „ połączyć”. Joga jest połączeniem duszy, umysłu i ciała. Jest nauką o podejściu do ciała fizycznego, umysłu i ducha, poprzez które człowiek może osiągnąć harmonijny rozwój. Dużo więcej na ten temat można znaleźć w fachowej literaturze, ale tutaj opiszę moje doświadczenia. Joga dla mnie to styl życia, nauka akceptacji każdej sytuacji życiowej, w której się znajduję.
Pierwszy raz zetknąłem się z jogą kilkanaście lat temu, gdy jeszcze nie miałem zbyt dużego o niej wyobrażenia. Zainspirowany opowieściami córki Magdy, która zaczęła rok wcześniej, poszedłem na pierwsze zajęcia. Nie muszę dodawać, że od razu polubiłem te obce dla mnie do tej pory ćwiczenia, zwane asanami. Mimo, że nie byłem już nastolatkiem (zacząłem grubo po czterdziestce), to z roku na rok widziałem pewne postępy. Z perspektywy tego czasu, mając świadomość niedoskonałości w budowie swojej sylwetki czy średniej elastyczności ciała, to strach pomyśleć, co by było gdyby joga nie stanęła na mojej drodze.
Zanim zacząłem ćwiczyć miałem problem z częstoskurczem przedsionków serca, niby nic strasznego, ale trzy razy musiałem śpieszyć na pogotowie z tętnem powyżej 200/min. Dziwne uczucie, gdy po zaaplikowaniu specjalnego zastrzyku serce wraca do swego rytmu. Po kilkudniowym pobycie w szpitalu, lekarz stwierdził, że taki już jestem i tak już będzie, zapisując odpowiednie leki. Nie wziąłem ani jednej tabletki, lekiem została joga. Od czasu, kiedy praktykuję ( 12 lat) nie miałem ani jednego przypadku częstoskurczu.
Przytoczę jeszcze jedną historię, która jest dowodem na uzdrawiający wpływ jogi. Kilka lat przed moim kontaktem z jogą musiałem poddać się zabiegowi usunięcia łąkotki. Zabieg oczywiście się udał, ale po kilku latach poczułem ból w kolanie i co jakiś czas musiałem odwiedzać ortopedę oraz przyjmować serię zastrzyków, aby ból minął. Diagnoza lekarza? Po kilku latach od usunięcia łąkotki następują zmiany zwyrodnieniowe, więc raczej będzie coraz gorzej. Na szczęście prognoza się nie sprawdziła. Mój lek zwany jogą, zadziałał. Poprzez systematyczne wykonywanie asan czasami zapominam w którym to kolanie nie mam łąkotki.
Jednak każdy praktykujący wie, że joga to nie tylko asany. Na jej ośmiostopniowej ścieżce znajduje się też medytacja. W miarę, gdy wchodziłem w jogę coraz głębiej, odczuwałem potrzebę praktykowania medytacji. Wiadomo, że początki siedzenia nie są łatwe. Zaczynając siedzenie nawet 5 min wydawało mi się wiecznością, a co dopiero, gdy usiadłem na 20 min. Skupianie się na oddechu, próby odrzucania pojawiających się myśli mogą czasami zniechęcić. Do tego można dorzucić utrzymywanie nieruchomej pozycji przez cały ten czas. Tak więc, 30 min w tym czasie było barierą nie do przeskoczenia.
Któregoś dnia, w czasie przeglądania w Internecie stron związanych z jogą natknąłem się na medytację vipassana, tej samej techniki medytacyjnej, którą praktykował Budda.
S. N. Goenka prowadził te kursy w wielu krajach, w tym również w Polsce, wszędzie na tych samach zasadach. Nie trwało długo nim dojrzałem do decyzji wzięcia udziału w kursie. W tym wypadku moja córka również mnie ubiegła biorąc wcześniej w nim udział.
Regulamin kursu jest prosty i obligatoryjny, a plan dnia wygląda następująco:
4:00 | Pobudka |
4:30-6:30 | Medytacja w sali medytacyjnej lub pokojach |
6:30-8:00 | Przerwa na śniadanie |
8:00-9:00 | Medytacja grupowa w sali medytacyjnej |
9:00-11:00 | Medytacja w sali lub pokojach w zależności od instrukcji przekazanej przez nauczyciela |
11:00-12:00 | Przerwa na obiad |
12.00-13.00 | Odpoczynek i indywidualne rozmowy z nauczycielem |
13.00-14.30 | Medytacja w sali medytacyjnej lub pokojach |
14.30-15.30 | Medytacja grupowa w sali medytacyjnej |
15.30-17.00 | Medytacja w sali lub pokojach w zależności od instrukcji przekazanej przez nauczyciela |
17.00-18.00 | Przerwa na herbatę |
18.00-19.00 | Medytacja grupowa w sali medytacyjnej |
19.00-20.15 | Wieczorny wykład |
20.15-21.00 | Medytacja grupowa w sali medytacyjnej |
21.00-21.30 | Czas na pytania w sali medytacyjnej |
21.30 | Gaszenie świateł. Czas na odpoczynek w pokojach. |
Kurs trwa 10 dni, w tym czasie obowiązuje całkowite milczenie, ostatni posiłek do godz. 12 tej, oczywiście żadnego alkoholu czy innych używek. Niemile widziane jest przerwanie kursu przed jego zakończeniem, gdyż kolejka oczekujących jest długa i z twojego miejsca mógłby skorzystać ktoś inny. Dlatego pytanie, czy jesteś zdecydowany jest zadawane wielokrotnie. Należy też dodać, że kurs jest bezpłatny, utrzymanie ośrodka opiera się tylko na darowiznach.
Pierwszy raz zdecydowałem się w 2014 roku i nie było łatwo. Przez pierwsze trzy dni medytuje się techniką Anapana, polegającą na koncentrowaniu się na własnym oddechu. Dopiero po trzech dniach, gdy umysł jest wystarczająco spokojny zaczyna się nauka Vipassany. Vipassana, oznacza „widzieć rzeczy takimi, jakimi są” i jest jedną z najstarszych indyjskich technik medytacyjnych. Polega na utrzymywaniu świadomości na doznaniach występujących w obrębie ciała medytującego.
Już po pierwszym dniu poczułem ból w kolanach, potem w plecach, a potem to już w całym ciele. Nie zapomnę też satysfakcji, gdy drugiego dnia zauważyłem, że potrafię się skoncentrować na oddechu, co do tej pory przychodziło mi z trudem. Po kilku dniach dało się jednak odczuć te 11 godz. siedzenia dziennie. Miarka się przebrała, gdy zaczęła się Vipassana i nauczyciel oznajmił, że od teraz w czasie godzinnych siedzeń w sali medytacyjnej siedzimy w silnej determinacji (adhittana) tzn. nie zmieniamy pozycji w czasie godziny. Do tej pory można było się ruszać, to zmienić pozycje nóg, czy rąk i jakoś to było. Gdy nadeszła pierwsza godzina siedzenia w adhittana, pełen obaw przyjąłem wygodną (tak mi się wydawało) dla siebie pozycję, aby wytrwać w niej całą godzinę. Wytrwałem może pierwsze 15 min., bo później czułem już tylko ból, a na dodatek wydawało mi się, że nikt się nie rusza oprócz mnie. Dobrze, że po upływie godziny nauczyciel nie widział mojego wzroku, bo biła z nich tylko wściekłość. Jednak z upływem dni i kolejnych godzin siedzenia coraz bardziej rozumiałem tę technikę i mimo bólu, wstawałem z poduszki z uczuciem satysfakcji.
Gdy po skończonym kursie wróciłem do domu, byłem innym człowiekiem, przepełniony dobrocią, sympatią, współczuciem, miłością. Aby utrzymać ten stan i widzieć coraz więcej korzyści z medytacji sugeruje się medytować dwie godziny dziennie i brać udział w kursie co najmniej raz do roku.
Ja wróciłem na Vipassanę dopiero po dwóch latach, już z pewnym doświadczeniem, chociaż nie udało mi się praktykować tak systematycznie, jak się zaleca. Miałem nadzieję, że nie odczuję siedzenia tak boleśnie jak za pierwszym razem, ale jednak się myliłem. Ból się pojawił i to szybko, ale pojawiła się też większa koncentracja, spokój i równowaga umysłu, o których w nieustannie powtarzał Goenke. Przyszło zrozumienie zmiany i jej akceptacji, to o co między innymi chodzi w medytacji. A jednak pamiętam jak siódmego dnia siedzący obok mnie kolega zaczął nagle dziwnie głośno oddychać. Nie mogłem się przez to skupić i słyszałem tylko jego oddech. Po prawie godzinnej walce z samym sobą byłem tak nakręcony, że spisałem już w myślach resztę pobytu na straty. Następnego dnia jednak użyłem zatyczek do uszu i szczęśliwie wytrwałem w ciszy całą godzinę. W nadziei, że teraz będzie super przygotowywałem się do kolejnej godziny siedzenia. Nagle nauczyciel, zauważywszy to, poprosił mnie do siebie i po krótkim moim wyjaśnieniu oznajmił: „ nie używamy zatyczek w czasie medytacji, medytujemy w rzeczywistych warunkach, każdy ma jakiś oddech” . To jedno zdanie mi wystarczyło. W czasie kolejnej godziny byłem tak spokojny i skoncentrowany, że kolega mógłby nawet śpiewać, a nie zakłóciłby mojej Vipassany. Po zakończeniu kursu opowiedziałem mu tę sytuację, nieźle go to ubawiło i mnie też.
Dwa miesiące temu wróciłem z mojego trzeciego kursu, który jak każdy kolejny wniósł w moje życie coś nowego. Jeśli chodzi o samą medytację, to nabrała ona innej wartości, poprawiła się jej jakość, czuję że jest bardziej efektywna. Siadam na poduszkę z innym nastawieniem niż kiedyś.
Jak medytacja wpływa na moje życie? Medytacja na pewno poprawia styl mego życia. Przez nią staję się bardziej uważny i tolerancyjny względem innych. Poprzez medytację lepiej poznaję samego siebie. Medytacja pomaga mi kontrolować swoje emocje i chociaż zdarza mi się tracić nad nimi panowanie, to prędzej niż kiedyś potrafię to zauważyć.
Medytacja to joga, a joga to droga, a ja mam to szczęście podążać tą drogą.
Roman Ziemiński
O medytacji Vipassana poczytasz tutaj.