Wczoraj świętowaliśmy 5-cio lecie istnienia naszej szkoły jogi. Przyszło wiele osób, które swoją obecnością tworzyły i nadal tworzą to miejsce. Nie obyło się bez wzruszających momentów i ogromu pięknych emocji. Ta okrągła rocznica była dla mnie czymś więcej niż kolejną liczbą. Mam poczucie, że jest to moment przełomowy w mojej osobistej historii życiowej. Chcę się z Wami podzielić jej ważną częścią.

Punktem, od którego zacznę był wyjazd na kurs instruktorski jogi do Indii, o którym pisałam tutaj.

Po powrocie do Polski z pobytu w Instytucie Jogi w Bombaju, czułam się jak ryba wyjęta z wody. Wracałam do rzeczywistości, która wydawała mi się tak bardzo odległa od tego, co żyło we mnie, w moim sercu i duszy. Czułam rozpacz i ogromną samotność.

W Indiach poczułam na sobie jak to jest mieć wokół siebie społeczność, która ma podobne wartości, nie ocenia cię, a wspiera w twoim rozwoju. Miejsce, do którego możesz się udać, aby być w pełni sobą i napełnić swoją duszę i serce błogosławieństwami. Dom, do którego wracasz i którego nie chcesz opuszczać. Gdzie znajdę takie miejsce, gdy jestem w Polsce?

Niestety, mimo poszukiwań, nie znalazłam. Żyjąc w tamtym czasie według słów Mahatmy Gandhiego: „bądź zmianą, którą chcesz widzieć w świecie”, wiedziałam, że istnieje tylko jedno wyjście. Będę musiała sama stworzyć takie miejsce. Nie czułam się do tego powołana, ani nie było to moim wielkim marzeniem. Po prostu wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię, to umrę. Nie na poziomie ciała, lecz umrze z tęsknoty moja dusza.

Nie miałam w sobie zbyt wiele odwagi. Nie miałam też wystarczających umiejętności, ani doświadczenia. Mimo wszystko postanowiłam, że otworzę szkołę jogi w Wejherowie. Od osoby, która wtedy była moim autorytetem usłyszałam słowa: „Każdemu się wydaje, że bycie nauczycielem jogi jest takie fajne”. Żadnego słowa wsparcia, zrozumienia, czy dobrej rady. Ta i niektóre osoby, które były dla mnie ważne, odwróciły się ode mnie. Zostały inne, które we mnie wierzyły, nawet w momentach, gdy ja w siebie wątpiłam. Przede wszystkim była to moja rodzina. To oni popchnęli mnie do przodu. Oni, i siła wyższa. Może się komuś wydawać to zbyt patetyczne, jednak ja realnie i zupełnie przyziemnie czułam ogromne prowadzenie. Postanowiłam z tym nie walczyć i poddać się temu, co samo przychodzi.

Zaczęło się od pomysłu na poprowadzenie jogi w wejherowskim parku. Pamiętam, jak wydrukowałam 30 sztuk plakatów i chodziłam od sklepu do sklepu pytając, czy mogę zawiesić je w witrynie. Na pierwsze zajęcia przyszło ok. 30 osób, co już było dużym sukcesem, a potem było tylko więcej. We wrześniu, po otrzymanej dotacji na rozpoczęcie działalności i remoncie sali rozpoczęliśmy zajęcia w szkole jogi. W następnych miesiącach i latach, uczyłam się tego, jakie są potrzeby osób przychodzących na zajęcia i jak na te potrzeby odpowiadać. Widziałam swoje braki i doszkalałam się na kolejnych kursach instruktorskich. Uczyłam się od innych, bardziej doświadczonych nauczycieli. Był to zdecydowanie okres nauki, zarówno prowadzenia szkoły jogi, jak i bycia dobrym nauczycielem.

Moje ambicje i wymagania względem samej siebie były dość wysokie. Dzięki temu udało mi się bardzo rozwinąć i zrealizować wiele marzeń. Jednocześnie przyszedł czas, gdy zaczęło mnie to męczyć. Zapragnęłam być mniej profesjonalna, a bardziej ludzka. Porzuciłam porównywanie siebie i swojej szkoły jogi do miejsca, jakim był Instytut Jogi w Bombaju. Długo zajęło mi pogodzenie się z faktem, że wspomnienia, jakkolwiek transformujące by nie były, wciąż są jedynie wspomnieniami. Należy je z wdzięcznością i należytym szacunkiem zamknąć w szkatułce i wracać do nich okazyjnie. Nie zaś pozwolić, aby przysłaniały ogląd na rzeczywistość, którą masz przed nosem. Jestem tak ogromnie wdzięczna, że doszłam do punktu, w którym jestem gotowa tę szkatułkę razem z jej zawartością odłożyć na właściwe miejsce.

Przez ostatnich parę lat moim mottem życiowym było: „Życie zrozumiesz patrząc wstecz, lecz żyć musisz naprzód”. Długo nie rozumiałam i czekałam cierpliwie. Mam poczucie, że doszłam do punktu zwrotnego. Wiem wystarczająco. Dziękuję. Czas zacząć żyć.

Wczoraj miałam okazję zobaczyć, na prawdę zobaczyć miejsce, jakim stała się Szkoła jogi 12 asan. Wiele osób podzieliło się ze mną swoją osobistą historią o tym, jak dużo to miejsce i moja w nim rola dla nich znaczy. Słyszałam historie o tym, jak wiele joga zmieniła w ich osobistych historiach. Jak przestał ich boleć kręgosłup, jak zaczęli o siebie dbać, jak odnaleźli spokój i relaks. Jak nauczyli się nie oceniać, jak zaczęli wierzyć w siebie i realizować swoje marzenia. Jak otrzymali dawkę wsparcia, popchnięcia do przodu i zawalczenia o swoje szczęście. Zobaczyłam społeczność, która w głębi serca dzieli podobne wartości i dąży ku jednemu. Zobaczyłam osoby w swojej autentyczności, ze swoimi blaskami, jak i słabościami. Tak bardzo mnie ten widok poruszył. Tak bardzo wciąż porusza. Czuję wzruszenie i wdzięczność.

Dziękuję, że jesteście.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s